- Wspomniał Pan o odkryciach w pobliżu jeziora Wierzchowo, gdzie znajduje się monumentalne grodzisko. Co ciekawego udało się tam ustalić?
- Stanowisko archeologiczne numer 1 w miejscowości Grabczyn to dla nas cały czas tajemniczy obiekt, bo pomimo tak wielu badań, które prowadziliśmy, nadal nie wiemy, kiedy tak naprawdę powstało samo grodzisko (czyli wały ziemne). Badania przeprowadzone do tej pory wykazały, że ludzie żyli tam w trakcie późnej epoki brązu, czyli mniej więcej między 1200 a 800 lat przed naszą erą. Później pojawiło się też intensywne osadnictwo z okresu wczesnego średniowiecza, czyli IX, X, XI wiek n.e. Poza tym znajdujemy też bardzo dużo śladów obecności znacznie starszej, kiedy ludzie funkcjonowali tutaj jako łowcy-zbieracze, nie znali rolnictwa. Oni pozostawili po sobie dużo zabytków krzemiennych. Nasze badania wykazują, że w przeszłości było to miejsce przyciągające lokalne społeczności, mamy tu bowiem duże wzgórze otoczone przez jezioro, zapewniające naturalne warunki obronne oraz dostęp do słodkiej wody i pożywienia.
- Jakieś znaleziska?
- Udało nam się wykopać bardzo dużo materiału zabytkowego (przede wszystkim ceramikę, ale także krzemienie i metale), który jest teraz opracowywany, a także uzyskać dużo prób archeobotanicznych, z których udało się pozyskać szczątki roślinne nadające się do datowania radiowęglowego (14C). Na chwilę obecną wiemy, że w tym jednym miejscu mamy do czynienia i z późną epoką brązu, i z wczesnym średniowieczem. Kolejne próbki są teraz opracowywane. Na podstawie danych archeologicznych i wykonanej rekonstrukcji środowiska naturalnego wiemy, że w badanej okolicy cały czas coś się działo praktycznie od początków istnienia rolnictwa, czyli od około 6000 lat temu. Co więcej, liczne wspomniane już krzemienie, jakie tam znaleźliśmy, wskazują na ludzkie osadnictwo od czasów jeszcze wcześniejszych, od okresu mezolitu. Warto dodać, że poza samym grodziskiem, na terenach wokół jeziora Wierzchowo znajduje się bardzo dużo stanowisk archeologicznych z różnych okresów. To jest istotne również w takim kontekście, że Pomorze Środkowe było dotąd obszarem dość marginalnie badanym przez archeologów. Teraz wraz ze współpracującymi badaczami wchodzimy na te tereny i staramy się poszerzać nasze spektrum wiedzy o tym obszarze. Niestety cały czas brakuje środków na bardziej kompleksowe badania, które pozwoliłyby nam się przekopać przez cały wał grodziska, który jest naprawdę duży. Takie badania wykopaliskowe wymagają większego zaangażowania sił ludzkich, znacznie więcej środków finansowych i dużo czasu. Poza tym wojewódzki konserwator zabytków niechętnie patrzy na nasze plany przekopania wału, ponieważ jest to stanowisko wpisane do rejestru zabytków, a to najwyższa forma ochrony konserwatorskiej. Myślę jednak, że przy odpowiednich środkach nasze plany dałoby się zrealizować.
- Rozumiem, że to jedno z wyzwań pracy archeologa.
- Tak, szczególnie jeśli chodzi o uwarunkowania w Polsce. Możliwości uzyskania finansowania na uczelni są pod różnymi względami ograniczone. Oczywiście staram się też cały czas aplikować do instytucji zewnętrznych.
- Jakie są najtrudniejsze aspekty pracy archeologa? Największe wyzwania związane z Pana pracą?
- Tych wyzwań jest sporo. W ramach „typowej” archeologii wyzwaniem są chociażby badania terenowe, które trzeba zorganizować (w tym zebrać zespół), a to skomplikowane przedsięwzięcie. Potrzebni są ludzie do kopania (tym najczęściej zajmują się studenci, którzy przy okazji uczą się wielu innych rzeczy), ludzi znających się na dokumentacji, ludzi, którzy później opracują to, co wykopiemy, specjalistów z innych dyscyplin (np. archeobotaników, geomorfologów, gleboznawców, palinologów), którzy będą analizowali próby, które pobieramy. Trzeba nad tym wszystkim cały czas czuwać w terenie, toteż często pracujemy np. w środku lasu. W dalszej kolejności trzeba oczywiście to wszystko opracować, więc cała logistyka naszych projektów jest dość złożona. Jeżeli do tego pracuje się na uczelni, dochodzą obowiązki związane z dydaktyką i sprawy administracyjne (np. związane z rozliczaniem badań), które bywają bardzo obciążające.
- To, o czym Pan mówi, zdecydowanie odbiega od filmów przygodowych.
- Przede wszystkim to jest zajęcie, które wymaga dużo pracy fizycznej, przebywania na świeżym powietrzu, w terenie, ubrudzenia się - ale ja to lubię. Osoby, które chcą studiować archeologię, też powinny zdawać sobie z tego sprawę. Z drugiej strony, podczas kopania codziennie możemy odkryć coś, czego się zupełnie nie spodziewaliśmy - i to jest ekscytujące, stanowi taki element przygodowy w tej pracy. Innym jej aspektem są ludzie.
- Powie Pan coś więcej?
- Jeżeli na przykład prowadzę czy uczestniczę w badaniach, które trwają od miesiąca do dwóch, to przez ten czas wraz z całym zespołem przebywamy razem, mamy jedną bazę, w której mieszkamy, z której jeździmy na nasze stanowisko, do której później przywozimy materiał zabytkowy i pobrane próbki, robimy wstępne opracowanie - to wiadomo, że w jakiś sposób się integrujemy. Pewna otwartość na innych ludzi jest zatem potrzebna. Oczywiście są też pośród nas osoby bardziej introwertyczne, ale myślę, że jeżeli ludzie się nawzajem lubią i lubią to, co robią, to mogą przyjemnie spędzać czas w sympatycznym towarzystwie. A kopanie razem przez cały tydzień siłą rzeczy zbliża ludzi. Można też poznać dużo interesujących osób. Oczywiście jest też ekscytacja z powodu znalezienia zabytków.