- Po kolędowaniu trzeba było iść do kościoła.
- Najbardziej tradycyjna Gwiôzdka powinna chodzić w Wigilię najpóźniej do północy, a potem jej członkowie musieli ściągnąć przebranie i już „po cywilnemu” iść obowiązkowo na pasterkę. Bernard Sychta przytacza ostrzegające opowieści, gdy np. o północy „ludzką” Gwiôzdkę spotkała diabelska Gwiôzdka. Chłopacy już się mieli zacząć bić z tą diabelską, ale ktoś dostrzegł a to różki u jednej postaci, a to ogon u drugiej - szybko się skapnęli, że to czartów spotkali, zaczęli śpiewać: „Kto się w opiekę”. Tamci się rozrechotali i uciekli.
W innej opowieści Sychta przytacza spotkanie Niebieskiej Gwiôzdki z ludzką. Aniołowie „włupili” ludziom, bo to nie czas, żeby o północy chodzili, bo przecież powinni być w kościele.
- Według kaszubskiej tradycji nie wolno podsłuchiwać też zwierząt o północy?
- Na Kaszubach wierzy się, że w Wigilię zwierzęta mogą przemówić ludzkim głosem, ale lepiej ich nie podsłuchiwać, bo czasami można usłyszeć coś, czego się nie chce, na przykład to, że się nie było dobrym dla zwierząt i jak przemówią ludzkim głosem, to mogą się pożalić panu Jezusowi na gospodarzy. Sychta, ale też inne źródła podają, że tak jak ludzie dostają Gwiôzdki, tak i zwierzęta powinny dostać lepsze lub podwójne jedzenie, żeby się czasami nie pożaliły. Jest taka słynna opowieść o tym, jak chłop zamiast na pasterkę poszedł podsłuchiwać zwierzęta i wspiął się na drągi u góry obory. I w pewnym momencie jeden wół mówi do drugiego: "Jedz, jedz. Za trzy dni powieziemy naszego pana na cmentarz". Chłop tak się przestraszył, spadł z wysokości i się zabił. Wedle innej wersji tak się przeraził, że zachorował i umarł. To było więc ostrzeżenie, że gdyby poszedł do kościoła i nie próbował podsłuchiwać zwierząt to by nie usłyszał, tego czego się nie chce. Bez strachu o to, że spotka go jakieś nieszczęście, może w Wigilię podsłuchiwać zwierzęta tylko ten, kto urodził się w wigilię świętego Jana lub w Wielkanoc i jeszcze tego samego dnia został ochrzczony.
- Czytałam, że na Kaszubach kolędowano od początku adwentu do Trzech Króli.
- W tradycji przyjęło się, że od początku adwentu z szopką chodzili biedniejsi kolędnicy i śpiewali pieśni adwentowe. W Wigilię gospodarzy odwiedzała Gwiôzdka, a w Sylwestra - Gwiżdże. Przychodzili do domów w kilka osób wraz z muzykantami. Ubrani byli w słomiane płaszcze i wysokie, czarne kapelusze. Jeden z nich miał napis „Nowy Rok”. Witali się, mówili, że przyprowadzają Nowy Rok, składali życzenia, a potem tańczyli przy akompaniamencie muzyki. Po czym hojnie obdarowani szli do drugiego domostwa.
Gwiżdże chodzili też w Nowy Rok. I tu już było inaczej, bo przebierańcy przypominali trochę „gwiôzdkę”. Mógł być tam kominiarz, chłop na koniu, Cygan z niedźwiedziem, bocian, garbaty Żyd. Mógł być też Stary i Nowy Rok. Oczywiście podczas ich wizyty panował rozgardiasz, zabawa, składano życzenia, a gospodarze hojnie ich obdarowywali. Otrzymane podarki (np. mąka, szynka, kiełbasa) sprzedawano, a za uzyskane pieniądze organizowano w karczmach potańcówki dla młodych ludzi.
Na Trzech Króli lub tuż kilka dni wcześniej chodzili Herodë, czyli grupa przebierańców, w skład której wchodzili: król Herod, anioł, diabeł, śmierć, rycerz oraz Trzej Królowie. Chodzili po domach i przedstawiali historię narodzenia Jezusa oraz rzezi niewiniątek.
- A dlaczego akurat takie zwierzęta występują w kaszubskich grupach kolędniczych?
- Są rozmaite humoreski i legendy, które tłumaczą skąd wzięły się te wszystkie maszkary. W przekaz chrześcijański wplotły się na pewno zaadaptowane wierzenia pogańskie. Jedna z nich mówi, że za świętą rodziną uciekającą do Egiptu gnały wojska Heroda. I gdy były już niedaleko zdarzył się cud. Żołnierze zamienili się w różne zwierzęta, które przestały gonić Józefa i Maryję i rzuciły się sobie do gardeł. Na pamiątkę tego wydarzenia wchodzą w skład zespołów kolędniczych.
- Czy te tradycje są żywe na Kaszubach?
- Te zwyczaje wracają. Może nie Gwiżdże, może nie Herodë, ale Gwiôzdka przychodzi. Wiem, że zespół Krëbane w Brusach pielęgnuje tę tradycję i w strojach przebierańców chodzi od domu do domu. Niektórzy nauczyciele języka kaszubskiego przygotowują razem z uczniami porządne przebrania i potem wędrują po wiosce. Ostatnio tuż przed świętami studenci etnofilologii kolędowali w strojach „gwiôzdki” na gdańskich ulicach.
- Wedle tradycji trzeba było odwiedzić każdą chałupę. Jeśli się którejś nie odwiedziło, to się domownikom nie darzyło.
- Mogło to oznaczać, że ominie ich szczęście.
- Szczęście też symbolizował snopek ze słomy, który zastąpiła choinka.
- Zboże niesie wiele symbolicznych znaczeń, a szczególnie ostatni snop podczas żniw, tzw. banks. Najlepiej jeśli ten ostatni, największy pęk wiązała przodowniczka pracy, czyli ta kobieta, która prowadziła wśród kobiet wiążących snopki za kośnikami. Żniwiarek. Różnie się w źródłach pisze, że strojono go z wielką fetą, na uroczystość zakończenia żniw stawiano go w specjalnym honorowym miejscu - a potem był nieodłącznym elementem świąt Bożego Narodzenia.
Wierzono też, że ostatniego snopa podczas żniw nie powinna wiązać panna, bo może urodzić nieślubne dziecko. Banks na Kaszubach to jedno z określeń dziecka z nieprawego łoża.
- Jakie potrawy trafiały na kaszubskie wigilijne stoły? Słyszałam, że śledzi wcale nie tak często jadano na Kaszubach.
- Zapewne nie tak często, jak to sobie niektórzy wyobrażają. I też to pewnie zależało od tego, w jakich rejonach Kaszub i jak kto był zamożny. Na przykład 150 lat temu na południu Kaszub, skąd pochodzę, świeże ryby morskie musiały być trudne do dostania. Od nas do morza jest przecież ok. 100 km. Solone śledzie to co innego. Mogły się, pod różną postacią, pojawić się na południowokaszubskim, wigilijnym stole. Jednak u nas królowały ryby słodkowodne. Jezior u nas bowiem nie brakuje. Stawów też nie. Łowienie sieciami spod lodu też było rozpowszechnione.
- Jeśli jadano jeziorne ryby, to znaczy, że karpia?
- Niekoniecznie musiał to być karp, choć w rodzinie mojej mamy na Wigilię ta ryba (notabene wyławiana z przydomowego stawu) była jednym z dań. Mogły to być np. szczupaki, węgorze, liny, karasie, okonie, miętusy czy nawet zwyczajne płotki. Jak wspomniałem, dużo zależało od możliwości finansowych danej rodziny.
Ryby na pewno gościły na kaszubskiej Wigilii i w moim rodzinnym domu też tak było (choć w odróżnieniu do domu rodzinnego mojej mamy, u nas nie zawsze był karp!), ale pierogi już nie. Pewnie w niektórych rodzinach je przyrządzano, ale nie zalicza się ich do tradycyjnych kaszubskich potraw. Zresztą, ja nie pamiętam, kiedy pierwszy raz jadłem pierogi. Byłem chyba wtedy nastolatkiem. Podobnie było z krokietami. Z ich smakiem zapoznałem się chyba dopiero jako dorosły człowiek.
- Co zatem jedzono oprócz ryb?
- Tradycyjnie kluski z brzadã (owocami), zalane utartym makiem kluski z kaszą, zupę grzybową lub owocową, kompot z suszu, kapustę z grzybami, a już bliżej naszych czasów sałatkę warzywną, jajka w majonezie, ser. W moim domu wciąż jednak królują ryby, w tym pstrąg smażony i wędzony oraz wędzony łosoś.
- Łamano się opłatkiem podczas kolacji wigilijnej?
- Opłatek podobno nie był znany na Kaszubach do 1920 roku. Pomorze przeszło do Polski nie w 1918 roku i nie w 1919 - tylko dopiero w 1920 roku i dlatego dopiero właśnie wtedy w kaszubskich domach pojawił się polski zwyczaj, czyli łamanie opłatkiem. Później się rozpowszechnił i dziś jest obowiązkowym elementem Wigilii. Kolorowy opłatek dostają też zwierzęta, choć sądzę, że obecnie nie wszyscy kaszubscy gospodarze tak postępują.
- A ile było potraw?
- U mnie w domu nie musiało być 12 potraw. Generalnie mówiło się o nieparzystej liczbie dań. Pamiętam, jak pewnego roku, gdy byłem już uczniem i w szkole mowa była o tradycjach bożonarodzeniowych, stwierdziłem: „Nie mamy 12 potraw na Wigilię”, a moja mama na to: „Dwanaście? Dolicz jeszcze chleb, masło, cukier... Będziesz miał nawet więcej!”. Generalnie wagi do tego nie przywiązywano. U nas nie kładło się też sianka pod obrus, nie zostawiało się wolnego miejsca (choć w źródłach jest o tych zwyczajach mowa), nie dawano też zwierzętom kolorowego opłatka, jak w innych częściach Polski. Dawano za to „gwiazdkę”, czyli coś dobrego do zjedzenia zwierzętom domowym, nawet robiono przerębel i wrzucano pokarm rybom. Wynoszono też snopek z kłosami ziarna do ogrodu czy w pole, by i dzikie ptaszki mogły się lepiej posilić w ten niezwykły dzień.