„Pan Jezus urodził się w Bytowie”. Święta i Nowy Rok po kaszubsku

Lista przynależnych kategorii publikacji

Kto przynosi prezenty na Kaszubach? Dlaczego w Wigilię trzeba było dobrze napalić w piecu, a w noc sylwestrową głośno hałasować? O zwyczajach i tradycjach świąteczno-noworocznych rozmawiamy z dr. Grzegorzem Schramke, wykładowcą, pisarzem i badaczem kaszubszczyzny, który pochodzi z południa Kaszub.

 - Gwiôzdka (Gwiazdka) to wedle tradycji kaszubskiej nie tylko Wigilia i święta Bożego Narodzenia.

- Tak. Znaczeń słowa „gwiôzdka” jest kilka. To na przykład podarek bożonarodzeniowy, ale również zespół kolędników, który wędrował po wsiach i tzw. „pùstkach”, czyli wybudowaniach. Tworzyło go kilka lub kilkanaście osób przebranych za różne postaci i maszkary. Był wśród nich gwiżdż, dziad z babą, biała śmierć z kosą, kominiarz symbolizujący szczęście, szandara, czyli żandarm (potem milicjant, obecnie najczęściej policjant), jako ten, co pilnuje porządku, chłop na drewnianym koniu, Pùrtk, czyli diabeł - uosobienie zła, anioł, a także zwierzęta: bocian, koza (lub kozioł), niedźwiedź (prowadzony na łańcuchu przez Cygana), koń (którego dosiadał chłop). Ewentualnie do tego zestawu dochodziły jeszcze inne postaci, jak baran, kogut czy nawet małpa, oraz krowa lub byk oraz wilk. Kolędnikom towarzyszyli muzykanci. Najważniejszą postacią w tym zespole była właśnie Gwiôzdka.

- O niej może za chwilkę. Zostańmy jeszcze na chwilkę przy zespole kolędników.

- Otóż zanim Gwiôzdka przychodziła do chałupy, do gospodarzy wcześniej zachodził gwiżdż i pytał się mieszkańców, czy ją przyjmą, zachowując pewien rytuał. Chłop pytał: „A skądka ta gwiôzdka je?” Na co gwiżdż odpowiadał: „Z dalek”. „A jak z dalek? Bò jeżlë òna je ze Słëpska, to òna je do dłëpska” - dopytywał gospodarz. „Nié, òna nie je ze Słëpska!” I po chwili takiego przekomarzania, gdy gospodarz dał się w końcu przekonać, żeby Gwiôzdka odwiedziła jego chałupę, podawał imiona domowników, po czym gwiżdż zapisywał je patykiem. Stąd wzięło się powiedzenie: „Piszesz jak gwiżdż”. Nie wiem, czy tak się jeszcze mówi. Pisał o tym Bernard Sychta, który w słowniki zapisał rozmaite cudowne rzeczy.

Jeżeli ktoś ubierał się niestandardowo, czy chciał na siebie zwrócić uwagę, to kiedyś mówiło się: „Wëzdrzisz jak gwiôzdka” (Wyglądasz jak gwiazdka).

- Kiczowato?

- Niekoniecznie. Moja siostra zawsze lubiła podążać za modą. W latach 80. tapirowała włosy i ubierała się zgodnie z obowiązującymi wówczas trendami. Nieraz słyszałem wtedy, jak mama mówiła coś w rodzaju: „Tak të chcesz jisc? Wëzdrzisz jak jakô gwiôzdka!”

Powiedzenie to oznaczało raczej nietypowy styl ubierania, modny, nowoczesny, rzucający się w oczy.

Zwyczajowo Gwiôzdka do kaszubskich domów przychodziła w Wigilię. I gdy tylko zespół przebierańców przestępował przez próg chałupy, zaczynał się rozgardiasz. Kominiarz zaczął wygarniać sadzę z pieca i starał się umazać nią dziewczyny. Bocian chodził i próbował sobie gniazdko uwić. Chłop z babą tańcowali, niedźwiedź fikał koziołki, panował wtedy wesoły rozgardiasz i zamieszanie. Tylko jedna postać nie brała udziału w tej zabawie: właśnie ta Gwiôzdka, o której wspominałem, która w masce i w słomianej czapie, płaszczu albo przepasana słomianym pasem stała cicho, spokojnie i tylko się przyglądała. W pewnym momencie, gdy żandarm uznał, że dość już tych harców, gwizdał, muzyka cichła i wtedy swoją rolę zaczynała odgrywać Gwiôzdka. Odpytywała dzieci z pacierza, pytała, czy były grzeczne, po czym obdarowywała je drobnostkami, czy to jakimiś orzechami, czy innymi słodkościami. Wtedy też oczywiście na dzieci padał blady strach: „Jak nie będziesz grzeczny, nie będziesz odmawiał paciorka, to Gwiôzdka może dać ci lanie”. Po odpytaniu wszystkich dzieci i wręczeniu im drobnych prezentów - kończyła się zabawa w jednym domu, ale zaczynała w drugim. I tak do pasterki.

Gdy przebierańcy opuścili chałupę, gospodarz musiał dopilnować, żeby wszystkie źdźbła słomy, które się ukruszyły z Gwiôzdkowego stroju, pozbierać, po czym skręcał z nich sznurek i opasywał nimi drzewka. Potem te źdźbła palił, a popiół rozsypywał na przykład na pola, by dobrze rodziły.

Ta tradycja przychodzenia takich kolędników chyba najdłużej zachowała się na północy Kaszub, bo jeszcze moi koledzy mówili mi, że „Gwiôzdka do nich przychodziła”. (Oni też na „gwiôzdkã” mówią „panëszka”). Warto też podkreślić, że prezenty dawała właśnie „Gwiôzdka”, ewentualnie - na południu Kaszub - „Gwiôzdor”, ale nie „Święty Mikołaj”. Za moich czasów w naszej okolicy, chodził już Gwiazdor, który generalnie wyglądał jak Santa Claus. Nie był to jednak ten Święty Mikołaj znany z reklamy Coca Coli z reniferami i taki, co to przez komin do domu się wpycha. U nas - w moim wyobrażeniu dziecięcym - Gwiazdor normalnie przychodził do domu przez drzwi z workiem pełnym prezentów, a nie przez kominy.

 

- Po kolędowaniu trzeba było iść do kościoła.

- Najbardziej tradycyjna Gwiôzdka powinna chodzić w Wigilię najpóźniej do północy, a potem jej członkowie musieli ściągnąć przebranie i już „po cywilnemu” iść obowiązkowo na pasterkę. Bernard Sychta przytacza ostrzegające opowieści, gdy np. o północy „ludzką” Gwiôzdkę spotkała diabelska Gwiôzdka. Chłopacy już się mieli zacząć bić z tą diabelską, ale ktoś dostrzegł a to różki u jednej postaci, a to ogon u drugiej - szybko się skapnęli, że to czartów spotkali, zaczęli śpiewać: „Kto się w opiekę”. Tamci się rozrechotali i uciekli.

W innej opowieści Sychta przytacza spotkanie Niebieskiej Gwiôzdki z ludzką. Aniołowie „włupili” ludziom, bo to nie czas, żeby o północy chodzili, bo przecież powinni być w kościele.

- Według kaszubskiej tradycji nie wolno podsłuchiwać też zwierząt o północy?

- Na Kaszubach wierzy się, że w Wigilię zwierzęta mogą przemówić ludzkim głosem, ale lepiej ich nie podsłuchiwać, bo czasami można usłyszeć coś, czego się nie chce, na przykład to, że się nie było dobrym dla zwierząt i jak przemówią ludzkim głosem, to mogą się pożalić panu Jezusowi na gospodarzy. Sychta, ale też inne źródła podają, że tak jak ludzie dostają Gwiôzdki, tak i zwierzęta powinny dostać lepsze lub podwójne jedzenie, żeby się czasami nie pożaliły. Jest taka słynna opowieść o tym, jak chłop zamiast na pasterkę poszedł podsłuchiwać zwierzęta i wspiął się na drągi u góry obory. I w pewnym momencie jeden wół mówi do drugiego: "Jedz, jedz. Za trzy dni powieziemy naszego pana na cmentarz". Chłop tak się przestraszył, spadł z wysokości i się zabił. Wedle innej wersji tak się przeraził, że zachorował i umarł. To było więc ostrzeżenie, że gdyby poszedł do kościoła i nie próbował podsłuchiwać zwierząt to by nie usłyszał, tego czego się nie chce. Bez strachu o to, że spotka go jakieś nieszczęście, może w Wigilię podsłuchiwać zwierzęta tylko ten, kto urodził się w wigilię świętego Jana lub w Wielkanoc i jeszcze tego samego dnia został ochrzczony.

- Czytałam, że na Kaszubach kolędowano od początku adwentu do Trzech Króli.

- W tradycji przyjęło się, że od początku adwentu z szopką chodzili biedniejsi kolędnicy i śpiewali pieśni adwentowe. W Wigilię gospodarzy odwiedzała Gwiôzdka, a w Sylwestra - Gwiżdże. Przychodzili do domów w kilka osób wraz z muzykantami. Ubrani byli w słomiane płaszcze i wysokie, czarne kapelusze. Jeden z nich miał napis „Nowy Rok”. Witali się, mówili, że przyprowadzają Nowy Rok, składali życzenia, a potem tańczyli przy akompaniamencie muzyki. Po czym hojnie obdarowani szli do drugiego domostwa.

Gwiżdże chodzili też w Nowy Rok. I tu już było inaczej, bo przebierańcy przypominali trochę „gwiôzdkę”. Mógł być tam kominiarz, chłop na koniu, Cygan z niedźwiedziem, bocian, garbaty Żyd. Mógł być też Stary i Nowy Rok. Oczywiście podczas ich wizyty panował rozgardiasz, zabawa, składano życzenia, a gospodarze hojnie ich obdarowywali. Otrzymane podarki (np. mąka, szynka, kiełbasa) sprzedawano, a za uzyskane pieniądze organizowano w karczmach potańcówki dla młodych ludzi.

Na Trzech Króli lub tuż kilka dni wcześniej chodzili Herodë, czyli grupa przebierańców, w skład której wchodzili: król Herod, anioł, diabeł, śmierć, rycerz oraz Trzej Królowie. Chodzili po domach i przedstawiali historię narodzenia Jezusa oraz rzezi niewiniątek.

- A dlaczego akurat takie zwierzęta występują w kaszubskich grupach kolędniczych?

- Są rozmaite humoreski i legendy, które tłumaczą skąd wzięły się te wszystkie maszkary. W przekaz chrześcijański wplotły się na pewno zaadaptowane wierzenia pogańskie. Jedna z nich mówi, że za świętą rodziną uciekającą do Egiptu gnały wojska Heroda. I gdy były już niedaleko zdarzył się cud. Żołnierze zamienili się w różne zwierzęta, które przestały gonić Józefa i Maryję i rzuciły się sobie do gardeł. Na pamiątkę tego wydarzenia wchodzą w skład zespołów kolędniczych.

- Czy te tradycje są żywe na Kaszubach?

- Te zwyczaje wracają. Może nie Gwiżdże, może nie Herodë, ale Gwiôzdka przychodzi. Wiem, że zespół Krëbane w Brusach pielęgnuje tę tradycję i w strojach przebierańców chodzi od domu do domu. Niektórzy nauczyciele języka kaszubskiego przygotowują razem z uczniami porządne przebrania i potem wędrują po wiosce. Ostatnio tuż przed świętami studenci etnofilologii kolędowali w strojach „gwiôzdki” na gdańskich ulicach.

- Wedle tradycji trzeba było odwiedzić każdą chałupę. Jeśli się którejś nie odwiedziło, to się domownikom nie darzyło.

- Mogło to oznaczać, że ominie ich szczęście. 

- Szczęście też symbolizował snopek ze słomy, który zastąpiła choinka.

- Zboże niesie wiele symbolicznych znaczeń, a szczególnie ostatni snop podczas żniw, tzw. banks. Najlepiej jeśli ten ostatni, największy pęk wiązała przodowniczka pracy, czyli ta kobieta, która prowadziła wśród kobiet wiążących snopki za kośnikami. Żniwiarek. Różnie się w źródłach pisze, że strojono go z wielką fetą, na uroczystość zakończenia żniw stawiano go w specjalnym honorowym miejscu - a potem był nieodłącznym elementem świąt Bożego Narodzenia.

Wierzono też, że ostatniego snopa podczas żniw nie powinna wiązać panna, bo może urodzić nieślubne dziecko. Banks na Kaszubach to jedno z określeń dziecka z nieprawego łoża.

- Jakie potrawy trafiały na kaszubskie wigilijne stoły? Słyszałam, że śledzi wcale nie tak często jadano na Kaszubach.

- Zapewne nie tak często, jak to sobie niektórzy wyobrażają. I też to pewnie zależało od tego, w jakich rejonach Kaszub i jak kto był zamożny. Na przykład 150 lat temu na południu Kaszub, skąd pochodzę, świeże ryby morskie musiały być trudne do dostania. Od nas do morza jest przecież ok. 100 km. Solone śledzie to co innego. Mogły się, pod różną postacią, pojawić się na południowokaszubskim, wigilijnym stole. Jednak u nas królowały ryby słodkowodne. Jezior u nas bowiem nie brakuje. Stawów też nie. Łowienie sieciami spod lodu też było rozpowszechnione.

- Jeśli jadano jeziorne ryby, to znaczy, że karpia?

- Niekoniecznie musiał to być karp, choć w rodzinie mojej mamy na Wigilię ta ryba (notabene wyławiana z przydomowego stawu) była jednym z dań. Mogły to być np. szczupaki, węgorze, liny, karasie, okonie, miętusy czy nawet zwyczajne płotki. Jak wspomniałem, dużo zależało od możliwości finansowych danej rodziny.

Ryby na pewno gościły na kaszubskiej Wigilii i w moim rodzinnym domu też tak było (choć w odróżnieniu do domu rodzinnego mojej mamy, u nas nie zawsze był karp!), ale pierogi już nie. Pewnie w niektórych rodzinach je przyrządzano, ale nie zalicza się ich do tradycyjnych kaszubskich potraw. Zresztą, ja nie pamiętam, kiedy pierwszy raz jadłem pierogi. Byłem chyba wtedy nastolatkiem. Podobnie było z krokietami. Z ich smakiem zapoznałem się chyba dopiero jako dorosły człowiek.

- Co zatem jedzono oprócz ryb?

- Tradycyjnie kluski z brzadã (owocami), zalane utartym makiem kluski z kaszą, zupę grzybową lub owocową, kompot z suszu, kapustę z grzybami, a już bliżej naszych czasów sałatkę warzywną, jajka w majonezie, ser. W moim domu wciąż jednak królują ryby, w tym pstrąg smażony i wędzony oraz wędzony łosoś.

- Łamano się opłatkiem podczas kolacji wigilijnej?

- Opłatek podobno nie był znany na Kaszubach do 1920 roku. Pomorze przeszło do Polski nie w 1918 roku i nie w 1919 - tylko dopiero w 1920 roku i dlatego dopiero właśnie wtedy w kaszubskich domach pojawił się polski zwyczaj, czyli łamanie opłatkiem. Później się rozpowszechnił i dziś jest obowiązkowym elementem Wigilii. Kolorowy opłatek dostają też zwierzęta, choć sądzę, że obecnie nie wszyscy kaszubscy gospodarze tak postępują.

- A ile było potraw?

- U mnie w domu nie musiało być 12 potraw. Generalnie mówiło się o nieparzystej liczbie dań. Pamiętam, jak pewnego roku, gdy byłem już uczniem i w szkole mowa była o tradycjach bożonarodzeniowych, stwierdziłem: „Nie mamy 12 potraw na Wigilię”, a moja mama na to: „Dwanaście? Dolicz jeszcze chleb, masło, cukier... Będziesz miał nawet więcej!”. Generalnie wagi do tego nie przywiązywano. U nas nie kładło się też sianka pod obrus, nie zostawiało się wolnego miejsca (choć w źródłach jest o tych zwyczajach mowa), nie dawano też zwierzętom kolorowego opłatka, jak w innych częściach Polski. Dawano za to „gwiazdkę”, czyli coś dobrego do zjedzenia zwierzętom domowym, nawet robiono przerębel i wrzucano pokarm rybom. Wynoszono też snopek z kłosami ziarna do ogrodu czy w pole, by i dzikie ptaszki mogły się lepiej posilić w ten niezwykły dzień.

- Czy w adwent pości się na Kaszubach jakoś szczególnie?

- U mnie w domu nie, lecz w niektórych źródłach mowa jest o poście, choć nie aż takim, jak przed Wielkanocą. Zresztą trzeba przyznać, że Wielki Post miał w tym sensie uzasadnienie, że to był przednówek, kończyły się zapasy zboża czy ziemniaków więc przestrzegając zasady Wielkiego Postu można było zaoszczędzić trochę jedzenia.

Jeśli chodzi o adwent, nie spotkałem się w źródłach ze szczególnymi wymaganiami dotyczącymi postu. U Stelmachowskiej mowa jest o postnej środzie, piątku i sobocie. Nie znaczy to, że nie należało sobie w adwencie czegoś odmówić. I to dotyczy także obecnych czasów. Można było sobie odmówić w tym przedbożonarodzeniowym czasie alkoholu, papierosów, słodyczy. W adwencie nie należało, i chyba do dziś się tego przestrzega, zawierać małżeństw. Nie wolno było chodzić na jakieś potancówki. W późniejszych czasach dotyczyło to dyskotek, dancingów oraz koncertów, że tak powiem rozrywkowych, np. rockowych, popowych i tym podobnych. Z kolei 24 grudnia należało powstrzymać się od jedzenia przez cały dzień aż do wieczerzy wigilijnej. W niektórych domach ratowano się kaszubskimi orzechami.

- Co to takiego?

- Moja koleżanka jeszcze na studiach poczęstowała mnie takim wiktuałem. Mówiła, że u niej w domu, jeśli ktoś w Wigilię nie mógł już wytrzymać to, żeby oszukać głód jadł właśnie kaszubskie orzechy. Zrobione są z tartej marchwi, mąki, wody z dodatkiem soli do smaku. To były takie pieczone czerwonawe kuleczki - twarde jak kamień. Jednego orzecha gryzłem chyba godzinę (śmiech).

Wracając do adwentu. Jest takie przekonanie, że w adwent ziemia śpi. Gdy tylko się zaczynał, nie wolno było wykonywać żadnych prac polowych. Nawet przy sprzyjającej pogodzie nie wolno było ruszać ziemi do Świętego Józefa, czyli do 19 marca.

Wierzono, że ziemia, tak samo jak człowiek, też potrzebuje odpoczynku. Jeżeli nie damy jej odpocząć, to nie będzie rodziła. Jest na Kaszubach takie powiedzenie i pamiętam jak mój wujek mówił: "Na świętego Józwa bez pole bruzda", czyli „Pierwsze zaoranie na Świętego Józefa”. Mój ojciec chrzestny, wujek, do dziś przestrzega tej zasady.

- Czy są jakieś zakazane czynności w okresie świąteczno-noworocznym?

- Od Wigilii Bożego Narodzenia do Trzech Króli nie można było szyć, tkać, wiązać, prząść i prać. Wszystkie te prace powinny być zrobione do Wigilii. Wierzono, że jeśli złamie się tę zasadę, to stanie się coś złego, albo się będzie chorowało, albo zwierzęta zakulawią.

- I koniecznie trzeba było wysprzątać dom.

- Oczywiście. Wierzono też, że w Wigilię musi być dobrze napalone w piecu.

- Dlaczego?

- Żeby się pieluszki wysuszyły panu Jezuskowi.

Ale jest też inne znaczenie. Uważano, że dusze czyścowe, dusze, które są na pokucie, mogą odwiedzić dom dwa razy. Pierwszy raz przy okazji Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego, kiedy odwiedzają cmentarze i biorą udział we mszy o północy odprawianej przez zmarłych księży, a drugi raz na Wigilię. Kiedy o tym myślę, mam skojarzenie z Dziadami.

W piecu powinno być dobrze napalone po to, żeby ulżyć takiej zagubionej duszy i żeby mogła się ogrzać. Dobrze też - zarówno w listopadzie, jak i 24 grudnia zostawić trochę jedzenia i picia, żeby mogła się posilić. Trzeba też schować ostre noże czy narzędzia, żeby się nie uraziła.

Sama zaś Wigilia była czasem cudów. Uważano, że o 12:00 w nocy woda zmienia się w wino, drzewa potrafią wypuścić liście i kwiaty, jakie - wedle starych opowieści - następnego dnia miały opadnięte leżeć na śniegu. Takie rozmaite rzeczy w przyrodzie się działy.

Nie wiem, czy pani wie, ale Pan Jezus urodził się w kaszubskim Bytowie, bo Bytów i Betlejem to jest to samo miasto. Jak Pismo Święte pisali to litery pomieszali. O tym, że Kaszuby to ziemia święta, a Morze Bałtyckie to tak naprawdę Morze Śródziemne pisał w 1817 roku Florian Ceynowskitzw. budziciel Kaszubów. Pisał o tym także Hieronim Derdowski, pierwszy kaszubski poeta, który urodził się w 1852 roku w Wielu. Nie tylko zresztą Bytów to święte miasto, inne kaszubskie miejscowości też swoje nazwy czerpały według nich od biblijnych rozmaitych wydarzeń. Skąd się wziął Puck? A stąd, że gdy Pan Jezus przyszedł nad zatokę i zobaczył Świętego Piotra łowiącego ryby - to rzekł do niego: „Pùc za mną” i stąd wziął się Puck. A jedna z najstarszych miejscowości na Kaszubach - Wiele - została wspomniana już w Piśmie Świętym. Gdy Pan Jezus był w odwiedzinach u Marty i Marii, w pewnym momencie mówi do tej pierwszej: „Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele”.

- Jak świętuje się przyjście Nowego Roku na Kaszubach?

- Na Kaszubach Nowy Rok był czasem wróżb. Z pogody odczytywano, jaki będzie nadchodzący rok, nie można było się gniewać, trzeba było oddać wszystkie długi, ale generalnie to był wieczór wróżenia. Ciekawą wróżbę z 1856 roku przytacza Aleksander Hilferding. Brało się naparstek, wypełniało go mokrym piaskiem i każda osoba, która chciała wziąć udział w zabawie, robiła babeczkę po czym czekała do rana. Jeśli się komuś rozsypała, to oznaczało, że w nowym roku czeka go śmierć.

Oczywiście panny chciały się dowiedzieć, jakie czeka je los. Zakrywano im oczy a w miseczki kładło się na przykład: pieniążek, różaniec, wodę, obrączkę i ziemię. Jeśli dotknęła palcami ziemi, to pójdzie do piachu, jak wody, to się utopi, jak różaniec to pójdzie do klasztoru, jak pieniądze to będzie bogata.

Dziewczęta wychodziły też przed dom i wołały w przestrzeń. Skąd nadleciało echo, stamtąd przyjdzie ukochany, który się z nią ożeni. Jeśli nic nie usłyszała, to znaczy, że czeka ją rok w panieństwie, ale gdy odzew nadejdzie od strony cmentarza - to znaczyło, że nie przeżyje.

Można też było o północy zobaczyć swojego przyszłego ukochanego. Trzeba było się rozebrać, stanąć nago przed lustrem i wtedy podobno można było zobaczyć swojego wybranka. Chociaż przestrzegano też przed gapieniem się w lustro, bo można było diabła zobaczyć.

- A młodzi kawalerowie czym byli zajęci?

- Chłopacy byli zajęci brojeniem. Wynosili furtki, bramy, zapychali kominy, rozebrali komuś wóz i wnieśli go na dach stodoły, zamienili krowy gospodarzom.

Mogli to robić tylko w sylwestrowy wieczór i noc, bo tylko raz w roku, tylko w tę jedną noc - uchodziło im to płazem. W pewnej formie zwyczaj ten przetrwał do naszych czasów. Kiedyś wyniesiono nam furtkę i znalazłem ją zupełnie przez przypadek dopiero podczas ferii zimowych. Od tego czasu pamiętaliśmy w domu, by w Sylwestra samemu furtkę schować (uśmiech).

- W noc sylwestrową nie może zabraknąć fajerwerków. A jak jest na Kaszubach?

- Rzeczywiście na Kaszubach robi się hałas, ale ma on podwójne znaczenie. Z jednej strony mówi się, że trzeba wygnać stary rok, żeby ten nowy mógł przyjść, ale z drugiej strony robiono to po to, żeby odegnać złe duchy. Kiedyś był zwyczaj obchodzenia granic wsi z korowodem. Ważną rolę w tej paradzie odgrywały instrumenty, które znamy dzisiaj z kapeli ludowej, jak na przykład diabelskie skrzypce czy burczybas, a kiedyś to były instrumenty magiczne i obrzędowe.

- Czego się życzy na Kaszubach na święta i Nowy Rok?

- Zdrowëch, wiesołëch i ùbëtnëch Gòdów, a téż wszëtczégò bëlnégò na nowi rok! [Zdrowych, wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia oraz wszystkiego najlepszego (dosł. wspaniałego, znakomitego) na nowy rok]

- I tego nam wszystkim życzę.

Urszula Abucewicz/CKiP
Uniwersytet Gdański zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z serwisu media.ug.edu.pl pod warunkiem podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: media.ug.edu.pl, a w czasopismach: Źródło: Uniwersytet Gdański (media.ug.edu.pl)
 
Chcesz skontaktować się z naszymi ekspertami? Napisz/Zadzwoń do Rzeczniczki Prasowej UG: kontakt

 

Kontakt

Magdalena Nieczuja -Goniszewska

Rzeczniczka Prasowa

Uniwersytet Gdański

ul. Bażyńskiego 8
Gdańsk

http://ug.edu.pl

Załączniki

g_schramke_0.jpg

dr Grzegorz Schramke

jpg 32,0 kB
Pobierz plik

Kontakt dla mediów

Szymon Gronowski

specjalista ds. promocji Centrum Zrównoważonego Rozwoju UG

Uniwersytet Gdański

Centrum Zrównoważonego Rozwoju

Dorota Rybak

specjalistka, korektorka

Uniwersytet Gdański

Centrum Komunikacji i Promocji UG

Magdalena Nieczuja -Goniszewska

Rzeczniczka Prasowa

Uniwersytet Gdański

ul. Bażyńskiego 8
Gdańsk

http://ug.edu.pl

Karol Stachowicz

redaktor naczelny Radia UG MORS

Uniwersytet Gdański

Radio MORS

Biografia
Absolwent Uniwersytetu Gdańskiego. Ukończył studia licencjackie na Zarządzaniu Instytucjami Artystycznymi, a w 2020 roku uzyskał tytuł magistra z Dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Z Radiem MORS związany od 2019 roku, dwa lata później rozpoczął pracę na UG jako redaktor naczelny i realizator dźwięku. Wcześniej intensywnie angażował się w wolontariat przy licznych wydarzeniach artystycznych w Trójmieście oraz rodzinnej Tucholi. Pomagał także organizatorom przy dwóch edycjach Eurowizji Junior. Przez lata aktor-amator w niezależnym teatrze młodzieżowym, obecnie zaangażowany w improwizację sceniczną.

Marcel Jakubowski

specjalista ds. promocji projektu SEA EU

Uniwersytet Gdański

Projekt European University of the Seas – SEA-EU
Bażyńskiego 8
Gdańsk